piątek, 22 kwietnia 2011

Spis powszechny to chyba jakiś żart.

Chcąc oszczędzić sobie wizyty rachmistrzów, których i tak bym pewnie nie wpuściła - nie mam zamiaru zapraszać do domu obcych ludzi, żeby mnie przesłuchiwali, właśnie postanowiłam spisać się przez internet.

Tyle, że system ten jest albo rozgrzewką przed faktycznym spisem, albo został stworzony przez bandę idiotów.
Po zalogowaniu się - pominę milczeniem fakt, że nie ma np potrzeby powtórzenia hasła, które dodatkowo nie jest "zagwiazdkowane", otrzymuję do wypełnienia... wypełniony formularz.
Czyli GUS te dane ma - czyli... po co to pytanie?
Oczekiwałam gradu pytań, a mówiąc szczerze - więcej danych zbiera ode mnie facebook.
Jaki to ma sens? Gdzie pytania o wykształcenie, języki, rasę i tak dalej?
O religię?
Rozumiem, że chce się utrzymać mit białej, katolickiej, jednolitej polski.
Szkoda, że twórcy tego spisu nie rozumieją, jak wielką siłą jest różnorodność.
Naprawdę mam spore wątpliwości co do tego, czy spis ten będzie w ogóle wiarygodny. A jeśli tak, to dla kogo?
Dla mnie na pewno nie.
Kolejne przedsięwzięcie, które mogło mieć sens, ale potem spotkało się z polską rzeczywistością.
Norma w zasadzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz