piątek, 27 maja 2011

Prywatnie na piątek.

Wreszcie zaczynam w miarę dochodzić do ładu z tym, co nabałaganiłam w swoim życiu.
Może nie jest to bardzo pozytywny ład, ale taki dający nadzieję, że będzie pozytywnie, może nie dziś i nie jutro... ale może już za tydzień, kto wie?

Zadziwiające jak osiem kilo mniej powolutku zmienia świat wokół ciebie.
Idę ulicą, patrzę na swoje odbicie w witrynach... i czuję się ładna. Atrakcyjna.
I nie wiem, czy odzywa się tu moja paranoja, ale - chyba nie tylko ja to widzę.
Muszę przyznać, że jestem tym szczerze zachwycona.

Lato i sesja już tuż-tuż, a ja nadal nie bardzo wiem, co ze sobą zrobić.
Na wakacje pewnie pojadę z rodzicami i znajomymi - bo tak taniej przecież, a potem, kto wie, może jakieś pare dni tylko dla siebie, ewentualnie - siebie-i-przyjaciół - też się trafią.

Bolą mnie mięśnie - od zabawy xBoxowym Kinectem przede wszystkim, ale dzisiejszy basen też miał swoje w tej kwestii do powiedzenia. Jutro znowu basen, jeszcze mi dwie godziny do odrobienia zostały.
Przynajmniej nie muszę wstawać o piątej rano drugi dzień z rzędu - dziś mało brakowało, a przespałabym przystanek. Jakimś cudem dałam radę wyskoczyć zaraz przed dzwonkiem. Dobrze, że blisko drzwi siadłam.

Ale i tak...

Jest dobrze.

czwartek, 5 maja 2011

Gdzieżeś ty bywał...

Ku swojemu bezgranicznemu zdumieniu - dziś, po raz pierwszy w życiu, zgubiłam się.
No, w gruncie rzeczy zgubiłam się o przecznicę od mojego celu, ale fakt faktem - musiałam zapyta o drogę pań z kwiaciarni.
Co, ponieważ jestem kobietą, sprowadza mnie do tematu stereotypów.
Ostatnio, w najnowszej książce Jeremy'ego Clarksona Doprowadzony do Szału, przeczytałam: Jedynymi osobami, które nie potrafią odnajdywać drogi instynktownie, są kobiety oraz ci, którzy usiłują dotrze do portu lotniczego Malpensa w Mediolanie.
I, zadziwiające, ale w zasadzie tak jest - no, nie jestem pewna co do lotniska, ale co do kobiet... Mam wewnętrzny opór zabraniający mi bezproblemowo zgadzać się z wybieraną przez kobietę drogą.
Ponieważ zwykle kończy się to tym, że gdzieś źle skręcamy i to ja szukam odpowiedniej drogi.
Lubię stereotypy. Ułatwiają życie.

Na lotnisku stawaj w kolejce za ludźmi w garniturach, nigdy z wózkiem.
Jeśli do knajpy wchodzi trzech łysych facetów bez karku - zbieraj się, bo będą kłopoty.

Lubię nawet stereotypy narodowe, dzięki nim mamy tyle świetnych żartów...
Wychodzę z założenia, że jest generalizowanie i GENERALIZOWANIE.
Dopóki to nikomu nie robi krzywdy, nie powoduje represji w stosunku do kogoś...
To naprawdę, naprawdę je lubię.

wtorek, 3 maja 2011

Zemsta to nie sprawiedliwość.

Wczoraj, na wszystkich portalach informacyjnych i we wszystkich wiadomościach telewizyjnych powtarzano jedną wiadomość: Osama Bin Laden nie żyje, zastrzelony przez amerykańskich żołnierzy.

Słuchałam tych wszystkich wypowiedzi opiewających ten sukces, gratulujących, "Chętnie uścisnąłbym rękę człowiekowi, który wpakował mu kulę w głowę"... i mam wrażenie, że ten świat zmierza w naprawdę złym kierunku.
Państwo uważane za demokratyczne, Krainę Wolności, łamie jeden z najważniejszych zasad - nie można nikogo skazać bez procesu.
A nikt tego nie dostrzega.
Tego, że żołnierze weszli tam, aby zabić - nie zabrać go do kraju i uczciwie osądzić, dać mu szansę do obrony, jak powinno się to robić. Oni wykonali wyrok.


To, co się stało, to nie była sprawiedliwość. To było morderstwo.