Wkurwia mnie (naprawdę, w tym momencie użycie akurat tego wyrażenia jest uzasadnione) fakt, że jeżeli ktoś mnie potrzebuje, jakkolwiek błahy by nie był powód, to potrafię zrezygnować z własnych planów i znaleźć dla tej osoby czas, a kiedy sytuacja się odwraca - następuje cisza.
Wiem, że bynajmniej nie jestem idealna, mam mnóstwo irytujących wad - jestem cyniczna, gorzka, sarkastyczna...
Ale do cholery, kiedy czegoś potrzebują (albo kiedy im po prostu pasuje) - to wtedy to nie przeszkadza.
W tym momencie mam nastrój raczej podły muszę przyznać.
Ostatnio w ogóle nie jest fajnie. Kiedy widzę, że zaczynają się problemy - wtedy to ja rzucam wszystko.
Kiedy ja mam problemy - tego nie widzi nikt.
Zaczynam mieć już tego dość.
Jestem pewna, że gdyby w środku nocy ktoś z tej niewielkiej grupy ludzi, których nazywam przyjaciółmi zadzwonił, że mnie potrzebuje - ubrałabym się i w najkrótszym możliwym czasie znalazłabym się na miejscu.
Niestety, jeżeli to ja bym dzwoniła...
Mam spore wątpliwości, czy nie jestem sama.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz