wtorek, 19 lipca 2011

Wdech...

Chyba udało mi się znowu nabrać, teoretycznie czystego metaforycznego powietrza w metaforyczne płuca i jestem... no tak spokojna, jak to możliwe w moim wypadku.
Może to po prostu zmęczenie od pogody? Może nie mam siły na gniew? Nie mam czasu? Teraz, między początkami pracy, załatwianiem drugiego kierunku na uczelni...
Wolę myśleć, że nie. Że udało mi się od tego odgrodzić, przynajmniej na chwilę.



piątek, 8 lipca 2011

A niech ich wszystkich szlag.

I po raz kolejny wyszło na to, że jeśli próbuję być w porządku, to dostaję kopa w dupę.
I się, kurwa, skończyło.
Skończyło się pilnowanie mojego języka, żeby nie było awantury, żeby się komuś nie zrobiło wybitnie przykro.
Skończyło się trzymanie mojego temperamentu na smyczy, pilnowanie by socjopatia i mizantropia nie wymknęły się spod kontroli.
Skończyły się małe, białe kłamstewka.

Teraz się dopiero okaże, czy znali mnie tak dobrze, jak im się wydawało.
Jestem wściekła i zraniona tym, że po raz kolejny dostałam za swoją dobroć w pysk.
Ale to był już ostatni raz.
Bo jestem głównie wściekła - rany już dawno nauczyłam się chować głęboko, głęboko we mnie, tak by nikt ich nie dostrzegał.
Czasem nawet ja.

Tyle, że jakoś nie wychodzi mi zapominanie.
I myślę, że czas skończyć z wybaczaniem. Nie uczą ich słowa, nauczy ich ból.
Mnie nauczył.